Sens Życia - Sens Śmierci
2009-03-05
Żyjemy po to, aby umrzeć. Umieramy, by żyć? Te dwa krótkie zdania zawierają w sobie rozterki, jakie towarzyszą większości ludzi od wieków. Odsuwamy od siebie wizję śmierci, żyjemy tak, jakby umieranie było jedynie wymysłem dziennikarzy i reżyserów filmowych. A zarazem cień nieuniknionego bezustannie kładzie się na wszystkim, co robimy. Pogoń za pieniędzmi, codzienne zakupy, spłacanie kredytów, wprowadzanie w życie większych i mniejszych planów. Wyznaczamy sobie cele lub żyjemy z dnia na dzień. Czasem jednak przychodzi refleksja: dokąd zmierzamy? Refleksja chwilowa, ulotna lub zamieniająca się w dzieła sztuki, w trwałe lęki i – co najważniejsze – w poszukiwanie sensu życia i śmierci.
Pytanie o sens jest tak szerokie i uniwersalne, że udzielenie jednoznacznej odpowiedzi wydaje się przedsięwzięciem karkołomnym. Filozofia, religia, sztuka – te i inne gałęzi ludzkiej działalności od tysiącleci poszukują klucza, który odsłoniłby tajemnice życia i śmierci. Niezliczone zastępy artystów, myślicieli i naukowców poświęcały całe lata analizowaniu podstawowych praw rządzących ludzką egzystencją. Pozostały po nich wybitne nieraz dzieła i koncepcje, a mimo to w głowie zwykłego człowieka wciąż tkwi pytanie: Po co żyję? Co będzie, kiedy umrę?
Gdy mowa o śmierci, natychmiast pojawia się kwestia wiary. Wiary w Boga, w siłę wyższą. Religii jest wiele, ale prawie każda zakłada pewną formę życia po śmierci. Nakazuje kroki, jakie powinniśmy wykonywać, by osiągnąć szczęście. Wyznacza sens życia i umierania. Daje siłę i likwiduje strach. Jednak i religia nie pozbawia wielu osób wątpliwości. Stąd szeregi ateistów, ludzi poszukujących, wątpiących lub zmieniających wyznanie. Po śmierci nie ma nic. Nie wierzę w Boga, to bajki dla dzieci. Te i inne zdania wypływają z ust także tych, którzy niegdyś odwiedzali świątynie, przyjmowali sakramenty, kultywowali religijne tradycje. I odwrotnie: zagorzali ateiści nawracają się pod wpływem traumatycznych przeżyć lub nagłego olśnienia. Zaczynają wierzyć i otwarcie wyznawać, że śmierć nie przekreśla ludzkiego istnienia. Nie ulega wątpliwości, że rozsądnie praktykowana religia daje siłę i wewnętrzny spokój. A wiara pomaga przetrwać w kłębowisku sprzecznych myśli i wydarzeń. Ważne tylko, by była to wiara autentyczna, a nie działanie na zasadzie nacisku lub przyzwyczajenia, które zamiast pomóc, mogą wzbudzać irytację i wzmagać poczucie bezsensu.
Zarówno wiara w Boga, trzymanie się wyznaczonych przez kogoś zasad , jak i wewnętrzna ludzka moralność mogą pełnić rolę życiowego drogowskazu. Wystarczy, że opierają się na altruizmie, tolerancji i umiejętności wybaczania. Trudno o wskazówki jasno wyznaczające drogę, jaką powinien iść człowiek. Pewne jest jedno: życie w pojedynkę prędzej czy później rodzi ból i samotność. Ludzka indywidualność zyskuje sens przede wszystkim w konfrontacji z drugim człowiekiem. Nawet jeśli trudno nam o wyznaczenie praktycznego celu, jeśli lęk i poczucie beznadziei hamują wszelką inicjatywę, wyciągnięcie ręki do Drugiego może być zbawienne. Bo rodzi wzajemną „korzyść”. Jeśli nie możesz pomóc sobie, pomagaj innym. To prosta i jednocześnie wymagająca silnej woli recepta na życie.
Sens życia budujemy również na pozostawianiu po sobie śladu. Nie musi to być rewolucyjne dzieło czy wynalazek. Wystarczy świadomość, że daliśmy wsparcie drugiemu człowiekowi, nawet na krótkim etapie jego życiowej wędrówki. Uświadomienie sobie, że mimo błędów udało nam się wychować dzieci na dobrych ludzi. Poczucie, że ofiarowaliśmy chwile radości swoim rodzicom, nawet jeśli przeplatane były momentami rozczarowań. A także fakt, że potrafiliśmy, będąc w bliskim związku z drugim człowiekiem, dać mu poczucie bezpieczeństwa, wybaczać potknięcia sobie i jemu, dbać, by dobre chwile przeważały nad sytuacjami chłodu i kłótni. Nie ma racji bytu gonienie za ideałem. Zarówno w przypadku własnej osoby, jak i innych, ważnych dla nas ludzi. Sens życia tworzy dążenie do tego, by w ostatecznym rozrachunku dobro, wysyłane przez nas w stronę świata, wygrało z błędami i zawirowaniami.
Śmierć jest możliwa do oswojenia dopiero wtedy, gdy pogodzimy się z własnym życiem. Nie znaczy to, że powinniśmy akceptować wszystkie negatywne jego strony i zaprzestać walki z przeciwnościami losu. Nie w tym rzecz. Najważniejsze, by w dążeniu do celu nie uciekać panicznie przed popełnianiem błędów. I tym samym dać sobie prawo do bycia Człowiekiem. Celem zaś może być wszystko, o ile nie kłóci się z cudzym prawem do szczęścia i wolności. Pamiętajmy tylko, żeby w trudnej drodze szukania sensu nie zapomnieć o prawie pana Hilarego i nie ominąć przypadkiem wzrokiem małych szczęść, które są tuż obok. Jeśli je dostrzeżemy, jeśli wyłuskamy Dobre spośród Złego, prawdziwy sens odnajdzie się sam. Sens życia. I sens śmierci, która jest jego częścią.