Być Razem Do Końca.
2010-01-17
Śmierć jest we współczesnej świadomości tematem tabu. Może jednak być nim tylko tak długo, jak długo omijają nas sytuacje choroby, kalectwa, śmierci. Przychodzi jednak moment, kiedy życie z całą siłą jawi się w swojej kruchości. Jednym z najtrudniejszych doświadczeń życiowych człowieka jest rozciągnięte w czasie odchodzenie bliskiej osoby. Śmiertelna choroba to proces, który zmienia o sto osiemdziesiąt stopni życie całych rodzin. Czasem trwa całe miesiące, a niekiedy odbiera ukochanego człowieka w ciągu zaledwie kilku tygodni. Nie jest wówczas łatwo traktować chorego tak, jakby nic się nie działo, zaś ból przejawia się w codziennych czynnościach i rozmowach. Jak postępować, aby umieranie było nie tylko ciągłym nawarstwianiem się cierpienia, ale także procesem umożliwiającym bliskiej osobie odejście w atmosferze spokoju?
Sposób naszego postępowania zależy od stanu, w jakim znajduje się człowiek umierający. Bywa, że świadomość chorego jest zaburzona, a dawki leków uśmierzających ból tak duże, że trudno o kontakt. Wtedy pozostaje fizyczna obecność, dotyk, który chory często wyczuwa, nawet jeśli nie zdaje sobie do końca sprawy z tego, co się wokół niego dzieje. Jeśli chory odzyskuje chwilami świadomość, obecność bliskich może mieć dla niego kolosalne znaczenie. W przypadku osób wierzących pomocna jest także modlitwa, która pozwala bliskim chorego zjednoczyć się w cierpieniu i łatwiej przetrwać trudne chwile.
Inaczej należy postępować, gdy osoba umierająca jest w pełni przytomna i zdaje sobie sprawę ze swojego stanu. Tu także jednak trzeba brać pod uwagę cechy, które charakteryzują człowieka jako niepowtarzalną jednostkę. Jedno jest pewne: chory wyczuje sztuczność zachowania. Nie silmy się więc na przesadną ekspresję, radosne gesty czy nienaturalne żarty. Spróbujmy zachowywać się tak, jak w dotychczasowej relacji z tą właśnie osobą. Zachowując jednocześnie świadomość, że sytuacja jest trudna i wyjątkowa. Nie bójmy się okazywać smutku, niepokoju, ale panujmy nad tymi emocjami, nie zalewajmy nimi chorego.
To, jak będziemy się w stosunku do osoby umierającej zachowywać, zależy także od szeregu innych czynników: wieku, etapu życia, na jakim spotkała ją choroba, cech osobowości, charakteru. Jeśli wiemy, że bliski zawsze dusił w sobie złe emocje, starajmy się go otworzyć, umożliwić wyrzucenie bólu i lęku przed śmiercią. Nie zawsze słowa „wszystko w porządku, dam sobie radę” są zgodne z prawdą. Jednak nie przygniatajmy też osoby śmiertelnie chorej nadmierną opiekuńczością. Może to bowiem sprawić, że poczuje się ona bezradna i całkowicie pozbawiona prawa do decydowania o sobie. A możliwość wyboru tego jak, gdzie i z kim spędzi się ostatnie dni, jest bardzo ważna. Daje osobie chorej poczucie, że do samego końca jest człowiekiem pełnowartościowym. Nawet jeśli choroba gwałtownie uświadamia kruchość życia i ograniczenia, jakie towarzyszą człowiekowi. Pozwólmy więc choremu wybrać miejsce, w którym będzie czuł się najlepiej: dom, hospicjum, a może całkiem nowe otoczenie. Bądźmy, ale nie narzucajmy się ze swoją obecnością.
Ważną kwestią jest to, czy chory ma jeszcze szanse na wyzdrowienie lub choćby przedłużenie życia, czy też jego śmierć zbliża się nieuchronnie i nieodwołalnie. Jeśli w chorym jest nadzieja, nawet irracjonalna, nie niszczmy jej. Nadzieja nie musi być w tym momencie zgodna z faktycznym stanem rzeczy – ważne są pozytywne emocje z nią związane. Jeśli jednak chory wpada w apatię i przygnębienie, a nam brakuje umiejętności wyprowadzenia go z tego stanu, sięgnijmy po fachową pomoc. Dobry, sprawdzony psycholog lub doświadczona osoba duchowna, mogą dać wsparcie i ukojenie nie mniejsze, niż najbliżsi.
Kluczowa powinna być świadomość, że osoba, którą dotyka śmiertelna choroba, wciąż pozostaje tym samym człowiekiem, którym była wcześniej. Zły stan fizyczny nie staje się jedyną i najważniejszą częścią jej życia, jedynym rysem indywidualności. Jest człowiekiem z całym bagażem przeżytych lat i doświadczeń, ze wszystkimi radościami, sukcesami i porażkami. Dlatego rozmawiamy, wspominajmy, wyjaśniajmy to, co nas do tej pory dzieliło i mówmy słowa, których nie byliśmy w stanie wypowiedzieć wcześniej. Jednak nie róbmy tego dla siebie, dla własnego spokoju czy uciszenia wyrzutów sumienia. Delikatnie i z wyczuciem sprawdzajmy, czy osoba chora potrzebuje tych rozmów i nie nakłaniajmy jej do nich na siłę.
Każdy chory jest inny i ludzkie reakcje nie zawsze są przewidywalne. Nie okazujmy zniecierpliwienia i złości, jeśli w trakcie ostatnich miesięcy życia chory zachowywał się będzie w sposób trudny do wytrzymania. Nerwowość, frustracja, wściekłość, gniew – to emocje, do których ma on prawo. Prawo nie tylko do przeżywania, ale także okazywania, wyrzucania z siebie. Jeśli trudno nam zaakceptować pewne zachowania i czujemy, że tracimy cierpliwość, odsuńmy się na chwilę, odejdźmy na bok. Także my mamy prawo do słabości. Powtórzmy jeszcze raz: umieranie to proces, który angażuje całe rodziny. To wspólna tragedia, ale i wspólna okazja do wykazania się człowieczeństwem, do uświadomienia sobie, jak wartościowe mogą być pojedyncze dni czy chwile spędzane z kochanym człowiekiem.