Oswajanie Strachu, Czyli Śmierć To Ludzka Rzecz
2010-05-25
Nie bój się śmierci. To tylko droga za mostem, po którym przechodzisz przez życie. Czy aby na pewno? Śmierć najczęściej albo budzi lęk, albo spychana jest na obrzeża świadomości. To, że jednak istnieje, uświadamiają nam informacje o katastrofach, odejściu znanych osób lub – i to powoduje ból najsilniejszy – śmierć bliskiego nam człowieka. Żyć tak, jakby śmierci nie było – to recepta tyle prosta, co zgubna. Bo gdy w końcu okazuje się, że śmierci nie da się uciec, że jej obecność bywa często wręcz namacalna, stajemy oko w oko z najsilniejszym lękiem, jaki może odczuwać istota żyjąca: z lękiem egzystencjalnym. Jak sobie z nim poradzić?
Receptą na strach przed śmiercią wydaje się dobre życie. I nie oznacza to wcale, że musimy iść przez codzienność niczym święci, bez skazy i najmniejszego przewinienia. Przecież nawet święty Aleksy, zanim poszedł drogą uświęcającej ascezy, korzystał intensywnie z uciech życia, a święta Edyta Stein, zanim znalazła swoją życiową drogę, która zakończyła się męczeńską śmiercią w obozie koncentracyjnym, była ateistką. Dobre życie to życie uważne, a nie pozbawione skazy. To spokojne skupienie na tym, aby nie krzywdzić drugiego człowieka, aby zachowywać dla niego szacunek i obdarzać go uwagą. Są ludzie, którzy poświęcają lata życia dla pracy na rzecz drugiego człowieka: jeżdżą na misje, kierują działalnością organizacji charytatywnych, powołują do istnienia inicjatywy mające na celu polepszenie egzystencji osób spychanych na margines. To praktyka, która zasługuje na uznanie, ale dobre życie może być również życiem całkiem zwyczajnym. A ludzie, którym pomagamy – naszymi bliskimi, znajomymi, sąsiadami. Co ważne – jest to recepta absolutnie niezależna od kwestii wyznawania jakiejkolwiek wiary, religii. Ryszard Kapuściński nie umieszczał w swoich reportażach nawiązań religijnych, nie przemykał wskazań dotyczących Dekalogu, ale postulował jedną kluczową rzecz: szacunek dla Innego. Nie musimy jednak jechać aż do krajów Trzeciego Świata, żeby zobaczyć, że są ludzie, którzy jak wody potrzebują obecności drugiego człowieka lub po prostu materialnego wsparcia. Wystarczy zwykły wolontariat, któremu poświęcamy godzinę tygodniowo. Wystarczy paczka ze słodyczami zaniesiona do domu dziecka. Wystarczy nawet sympatyczna rozmowa ze starszą panią na przystanku autobusowym.
A może to, co umieszczone wyżej, to stek banałów, bełkot szalonego filantropa? Gdybyśmy tak myśleli, byłoby to pójście na łatwiznę. Bo oswajanie strachu przed śmiercią jest równoznaczne z czerpaniem radości z życia. Im większa radość, tym mniejszy lęk. To prosta arytmetyka, która w cudotwórczy sposób potrafi załagodzić lęk egzystencjalny. Zwróćmy jednak uwagę, że mowa i o strachu, i o lęku. Strach jest naturalnym odruchem umysłu, który w miarę łatwo odsunąć, przykryć jaśniejszymi, bardziej optymistycznymi myślami. Lęk z kolei jest nieokreślony i wiąże się z instynktem samozachowawczym człowieka. Żeby oswoić strach, należy żyć rozsądnie. Dbać o ciało i ducha, o relacje z ludźmi, o zabezpieczenie materialne na starość. Lęk tymczasem przybiera czasem postać choroby – w psychiatrii mówi się o lęku uogólnionym, który utrudnia normalne funkcjonowanie, a w nocy nie pozwala zasnąć. Jest często spowodowany traumatycznymi przeżyciami, czasem jednak przychodzi niespodziewanie. Tutaj pomóc może farmakoterapia, nie wykluczając oczywiście wsparcia terapeuty. Nie myślmy, że korzystanie z tego typu pomocy w jakikolwiek sposób umniejsza naszą wartość. Jest to tego samego rodzaju wspomaganie co w przypadku nawracających bólów głowy czy zapalenia płuc. Jesteśmy jednostkami psychofizycznymi, a nasze lęki i niepokoje są częścią nas samych.
Co jeszcze może ukoić lęk przed śmiercią? Rzeczy jak najbardziej prozaiczne: załatwienie wszelkich spraw formalnych, spisanie testamentu (oczywiście nie trzeba z tym przesadzać i spisywać testamentu w wieku dwudziestu lat, gdy nie posiadamy jeszcze z reguły żadnego majątku), świadomość, że nasze dzieci będą miały zapewnioną opiekę na wypadek, gdyby coś nam się stało. Może inaczej: te działania nie ukoją lęku przed śmiercią, ale dadzą nam poczucie, że jesteśmy rozsądnymi, myślącymi racjonalnie ludźmi, którzy nie żyją dniem dzisiejszym w złym tego słowa znaczeniu. „Carpe diem” nie wyklucza bowiem stoickiego spokoju, który każe brać pod uwagę różne możliwości i przyjmować naturalnie to, że wydarzyć się może wszystko.
Mawia się również, że śmierć oswaja obcowanie z nią. Nie chodzi tu oczywiście o przyglądanie się wypadkom drogowym czy wyszukiwanie w Internecie informacji o morderstwach, ale o – i to jest najzdrowsza praktyka – obcowanie ze sztuką, z owocami wytworzonej przez człowieka kultury. Są filmy, które pokazują śmierć lub ciężkie choroby od ludzkiej strony, bez zbędnego epatowania zbrodnią i cierpieniem. Są też książki, które wspaniale ilustrują zmagania ludzkiego umysłu ze śmiercią. W księgarniach znaleźć można zapiski autobiograficzne osób, które wygrały życie pokonując ciężką chorobę lub opiekowały się przewlekle chorą albo umierającą osobą. Pojawiają się również publikacje, w których znane osoby opowiadają, jak poradziły sobie ze śmiercią kogoś bliskiego. Należy do nich choćby książka „Nic miłości nie pokona” autorstwa znanej piosenkarki Eleni (jej córka została zamordowana).
Śmierć więc istnieje i od tego nie uciekniemy. Jednak świadomość jej istnienia może uczynić życie pełniejszym.