Obraz śmierci w mediach masowych – zniekształcona perspektywa
2010-06-17
Zwykło się oskarżać współczesny świat o pomijanie tematu śmierci w codziennym życiu, rozmowach, dyskusjach na łamach prasy, a także w programach radiowych i telewizyjnych. Co i rusz słychać zarzuty, że panuje kult młodości, natychmiastowego sukcesu, a starość wraz z nieodłącznie towarzyszącą jej śmiercią spychana jest na margines świadomości i opinii publicznej. Jest w tym sporo prawdy, ale jeszcze groźniejszy wydaje się obraz śmierci, jaki pokazują media masowe.
Śmierć w czołówkach pism bulwarowych czy na stronach głównych najpopularniejszych polskich portali jest przede wszystkim wydarzeniem. Niestety, mowa o niej głównie wtedy, gdy umiera osoba znana szerokim masom społeczeństwa (znana, niekoniecznie poważana) lub gdy mamy do czynienia z dużą liczbą ofiar tragicznego wypadku, katastrofy, zamachu. Przeciętny internauta, odwiedzający codziennie serwisy informacyjne, natyka się na krzyczące nagłówki i czarno-białe zdjęcia prezentujące postaci tragicznie zmarłych. Nadużywane są słowa „tragedia” i „katastrofa”. Używanie ich zaczyna mieć kilka podstawowych, łączących się ze sobą, celów: pobudzenie emocji czytelnika, skłonienie go do „kliknięcia”, przyciągnięcie uwagi. Przykładem tego typu zachowań medialnych jest kwietniowa katastrofa polskiego samolotu rządowego, przewożącego na uroczystości katyńskie głowę państwa, oficjeli i inne ważne dla kraju osoby. Śmierć wszystkich znajdujących się na pokładzie pasażerów wzbudziła – obok naturalnych ludzkich reakcji niedowierzania i przerażenia – lawinowe zainteresowanie wszystkich rodzajów mediów. W sieci powstały serwisy poświęcone tragedii, gazety tworzyły specjalne wydania, radio niemal bezustannie zgłębiało ten temat, dochodząc niekiedy do granicy absurdu. Śmierć dziewięćdziesięciu szczęściu osób stała się medialnym hitem. W informacyjnym szumie zniknęło to, co w żałobie najważniejsze – cisza, nostalgia i zaduma. Rozgorzały spory, utarczki słowne, wszystko to paradoksalnie pod sztandarem żałoby, ale wypaczone i rozrośnięte do granic możliwości. To nie jedyny przykład żerowania mediów na śmierci, jednak jest on najbardziej dobitny, bo w późniejszych informacjach o katastrofach zagranicznych kluczową wiadomością znów była „tylko” liczba – im większa ilość zabitych tym więcej kliknięć, im bliższy Polsce kraj, tym większe zainteresowanie. Media świadomie oferują odbiorcy przede wszystkim te informacje, które gwarantują największy wstrząs emocjonalny – jest to rodzaj manipulacji. Niestety, manipulacji faktem, że ktoś stracił życie.
Co jest równie znamienne dla obrazu śmieci w mediach masowych? Epatowanie tragediami na zdjęciach, przede wszystkim we wspomnianych dziennikach najniższej klasy, tak zwanych tabloidach. Są to niekiedy fotografie bardzo brutalne, przekraczające granice dobrego smaku. Zdarza się również szermierka zdjęciami bliskich osoby zmarłej, szczególnie zrobionymi w momentach żałoby. Są to jawne machinacje i manipulacje cudzymi emocjami, odległe od zasad moralnych szukanie oznak cierpienia w gestach i mimice osoby pogrążonej w bólu. Śmierć traci tutaj wymiar prywatności, staje się widowiskiem publicznym, ofertą rozrywkową dla żądnej sensacji gawiedzi. Możliwe, że gdyby nie celowe przyciąganie odbiorcy, czytelnicy i widzowie nie poszukiwaliby tak intensywnie informacji na temat cudzych nieszczęść. Jednak to, co w praktyce bliskie każdemu z nas, czyli śmierć, podawane w formie newsowej niczym na tacy, kusi i przyciąga uwagę. Szkoda jednak, że śmierć jest w tym wypadku stawiana na równi ze zwycięstwem rodaka w ważnych zawodach, czyli - mówiąc prościej - traktowana jako lep na potencjalnego odbiorcę. Co więcej, informacje medialne o tragediach mają krótki żywot. Śmierć jednych zastępuje śmierć następnych, bardziej popularnych, bliższych społeczeństwu albo – z drugiej strony - bardziej znienawidzonych. Jeśli chodzi o portale internetowe, niewiele śmierci „utrzymuje się” na stronie głównej dłużej niż przez jeden dzień - przypadki dłuższego „życia” newsów są przypadkami wyjątkowymi. Odbiorca informacji medialnych obcuje ze śmiercią na co dzień, czytając newsy oglądając wiadomości, ale zarazem śmierć staje się dla niego czymś odległym, obcym, dalekim od prozy życia. Umierają inni: znani, mieszkający w innych krajach i na innych kontynentach. Tkwiący w domowych pieleszach widz lub czytelnik nabiera przekonania, że jemu śmierć nie grozi, bo przecież media są prawie jak film, który można przerwać, wyłączyć, wypożyczyć nowszy i ciekawszy.
Czytając te słowa można odnieść wrażenie, że winni zniekształconemu obrazowi śmierci w mediach są zarówno sami dziennikarze i wydawcy, jak i przeciętni zjadacze chleba oglądający telewizję czy czytający gazety. Trudno tutaj postawić znak równości. Zainteresowanie śmiercią jest tendencją bardzo ludzką, a fascynacja tematami skandalicznymi, podanymi w jaskrawy sposób, to zachowanie znane od wieków. Przecież już w starożytności walki gladiatorów przyciągały tłumy, mimo iż były mało smaczną i raczej okrutną rozrywką. Poszukiwanie bodźców – mniejszych lub większych, mniej lub bardziej wyrafinowanych - to specyfika ludzkiego umysłu. Szkoda tylko, że media masowe korzystają z niej w dosyć prymitywny sposób, jawnie czerpiąc zyski z tego, co najbardziej intymne i tajemnicze w życiu każdego człowieka, może jedynie na równi z narodzinami – ze śmierci.
Kwestią czytelniczego rozsądku jest nie dać się zwariować i nie traktować mediów jako wyroczni. Wtedy śmierć stanie się na powrót czymś, co należy do porządku życia każdego człowieka, czymś, co często przychodzi w ciszy i samotności, bez świateł medialnych reflektorów.