Problem eutanazji – czy można pomóc odejść?
2010-08-11
Eutanazja to kwestia często i z wielką regularnością poruszana w mediach, chociaż w tych masowych głównie w przypadku spektakularnego lub tajemniczego aktu jej dokonania. Z greckiego nazywana dobrą śmiercią, pokazuje, że odebranie komuś życia nie musi być z gruntu złe, moralnie i etycznie negatywne – czasem staje się aktem dobrej woli i pomocy drugiemu człowiekowi. W najkrótszej i najbardziej popularnej definicji określa się eutanazję jako „zadanie śmierci osobie nieuleczalnie chorej umotywowane skróceniem jej cierpień”. Zarazem nie można traktować jej jednowymiarowo. Ludzkie emocje i motywacje są na tyle skomplikowane, że pragnienie śmierci można przy dużej dawce uporu i zaangażowania zamienić w chęć do życia. Człowiek jest ze swojej natury wyposażony w instynkt samozachowawczy, a jednym z najpopularniejszych polskich powiedzeń jest sentencja „nadzieja umiera ostatnia”. Wystarczy przypomnieć przypadki prób samounicestwienia, po których niedoszli samobójcy wdzięczni byli lekarzom lub bliskim za uratowanie życia.
W Polsce eutanazja wciąż jest nielegalna, a karana może być nawet tak, jak zabójstwo. Legalizacja eutanazji nastąpiła jak dotąd w niewielu krajach, między innymi w Holandii, Belgii, Albanii i Japonii. Polskie prawodawstwo podchodzi do tej kwestii względnie łagodnie, bo chociaż osoba dokonująca eutanazji może trafić do więzienia nawet na pięć lat, to często uwzględnia się okoliczności łagodzące towarzyszące poszczególnym przypadkom. Jeśli mamy do czynienia z szantażem emocjonalnym ze strony osoby pragnącej umrzeć, w wyniku którego jednostka szantażowana, kierowana współczuciem lub lękiem, pomaga choremu odejść, to może dojść nawet do uniewinnienia. Inną sprawą jest podejście do tego problemu w poszczególnych doktrynach religijnych. Tu w grę wchodzą nie prawne konsekwencje, a sumienie osoby dokonującej eutanazji oraz będącej przedmiotem tak zwanego zabójstwa eutanatycznego. W etyce katolickiej, protestanckiej i prawosławnej eutanazja bezpośrednia jest niedopuszczalna. Przewiduje się jednak pewne odstępstwa od tej normy. Jan Paweł II zawarł w encyklice „Evangelium Vitae” myśl, że w przypadku gdy leczenie nie przynosi już żadnych rezultatów i jest dla chorego uciążliwe, może on zażądać od lekarzy przerwania terapii, ci zaś mają pełne prawo usłuchać jego prośby.
Zdając sobie sprawę, że eutanazja jest w naszym kraju nielegalna, trudno postulować i argumentować potrzebę jej dokonywania. Warto powtórzyć, że prośba chorego o śmierć jest najczęściej tragicznym uzewnętrznieniem pragnienia, aby minął odczuwany ból i ukrócone zostało cierpienie. Gdy bliska nam osoba kieruje w naszą stronę taką prośbę, powinniśmy przede wszystkim zastanowić się, czy zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby jej pomóc – nie chodzi tu przy tym tylko o dostarczenie odpowiedniej dawki środków przeciwbólowych, ważniejsza jest nasza obecność, wsparcie psychologiczne i wsłuchiwanie się w potrzeby osoby chorej lub umierającej. Pomiędzy prośbą o eutanazję a myślami samobójczymi towarzyszącymi trudnym przeżyciom jest bardzo cienka granica – moment nadchodzącej nieuchronnie śmierci jest zarazem momentem zbliżania się do jednej z fundamentalnych tajemnic ludzkiego istnienia, jaką paradoksalnie jest śmierć, to zaś musi budzić lęk i skrajne reakcje. W obu przypadkach istnieje pewność, że chory potrzebuje intensywnej pomocy psychologicznej i nie może być pozostawiony samemu sobie. W obu też ma prawo do wszystkich odczuć i myśli, jakich doświadcza, także tych samobójczych. Nie sposób oczywiście zrównywać tych bardzo różnych wymiarów ludzkiej tragedii, ponieważ mimo iż depresja (a także inne choroby psychiczne) i śmiertelne choroby natury biologicznej wyzwalają zawsze olbrzymie pokłady ludzkiego cierpienia, to perspektywy chorego w obu przypadkach są inne. Zarazem jednak prośba o eutanazję - chociaż zarówno z prawnego, jak i psychologicznego punktu widzenia nie powinna zostać spełniona - nie może spotkać się z naszym przerażeniem czy – co jeszcze gorsze – zostać zbyta milczeniem, potraktowana jako swego rodzaju wybryk, moment kryzysowy w sytuacji pacjenta. Powinna stać się wstępem i podstawą rozmowy z chorym, długiej i szczerej, o jego przeżyciach, odczuciach i refleksjach.
Z drugiej strony można się zastanawiać, czy prawo do eutanazji nie jest jednocześnie prawem człowieka do wolności i godnego umierania. Możliwe, jednak z drugiej strony nikt nie powinien posuwać się do wciągania innej osoby w działanie, które może zaważyć na całym jej późniejszym życiu. Człowiek, który dokona aktu eutanazji, żyje ze świadomością popełnionego czynu, w rozerwaniu pomiędzy dwoma stwierdzeniami: „Zrobiłem dobrze, bo ulżyłem drugiej osobie w cierpieniu” oraz „Zrobiłem źle, ponieważ przerwałem ludzkie życie, a to jest niedopuszczalne”. To kwestie, których jednoznacznie rozwiązać nie potrafią nawet wybitni filozofowie, etycy czy psychologowie. Odpowiedź na pytanie „czy można pomóc odejść?” jest z pozoru prosta, bo skoro prawo mówi, iż akt eutanazji jest czynem karalnym, to sprawa jest oczywista: nie można. Jednak chociaż polskie prawo podejmuje za nas decyzję, pozostają zwykłe, ludzkie uczucia, nierzadko też widok cierpienia bliskiej osoby. A także świadomość, że z logicznego punktu widzenia utrzymywanie przy życiu osoby, dla której jedyna perspektywa to przedłużające się cierpienie, utrzymywanie przy życiu wbrew jej woli, jest bezsensowne. Krótki artykuł nie może dać odpowiedzi na tak poważne pytanie, jego koniec może być tylko powtórzeniem tego pytania: „czy można pomóc odejść?” Odpowiedzią niech będzie: warto się starać, aby człowiek, któremu towarzyszymy w cierpieniu, był na ostatnim etapie swojego życia traktowany z pełnym szacunkiem i możliwie największym zrozumieniem.