Śmierć kliniczna i drugie życie
2010-09-15
Śmierć – samo słowo określające odejście człowieka z tego świata budzi trwogę. Jednym kojarzy się z całkowitym unicestwieniem, innym – z przejściem do nieznanej rzeczywistości. Według wierzeń hinduizmu człowiek po śmierci biologicznej może wcielić się w nowy byt (co określane jest jako reinkarnacja), zaś w religii katolickiej śmierć ziemska prowadzi człowieka do nieba, piekła lub czyśćca. Niezależnie od wyznawanej wiary lub też podejścia agnostycznego albo ateistycznego, śmierć trwoży, ale też intryguje, budząc pragnienie rozwikłania odwiecznej zagadki ludzkiego istnienia. Małym krokiem w stronę oswojenia tej trudnej kwestii są opisy śmierci klinicznej pochodzące z relacji osób, które jej doświadczyły.
Czym jest śmierć kliniczna? Metaforycznie można ją nazwać stanem zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią. W praktyce polega na ustaniu bicia serca, krążenia krwi oraz akcji oddechowej. Tym, co odróżnia ją od faktycznego i nieodwracalnego zgonu, jest zachowanie aktywności mózgu, która umożliwia przywrócenie pozostałych funkcji organizmu. Czas na uratowanie pacjenta jest jednak w tym wypadku niebywale krótki, bo już po upływie kilku minut komórki kory mózgowej zaczynają obumierać, co w konsekwencji prowadzi do śmierci mózgu, powszechnie utożsamianej ze śmiercią człowieka. Co się dzieje, gdy po zaniku funkcji kory mózgowej lekarzom udaje się przywrócić u chorego krążenie i oddychanie? Działanie takie prowadzi najczęściej do tak zwanego stanu wegetatywnego, co wiąże się z brakiem u danej osoby świadomości siebie i otoczenia, a więc z niemożnością jakiegokolwiek porozumienia z chorym. Organizm takiej osoby wykazuje odruchy obronne, oddycha ona i trawi samodzielnie. Jest zatem przytomna, ale zarazem nieobecna, nie ma bowiem zmysłowego kontaktu z otoczeniem. Stan wegetatywny jest niekiedy odwracalny. Zdarza się jednak, że funkcje życiowe organizmu zostają przywrócone zanim dojdzie do całkowitego obumarcia kory mózgowej. To właśnie w czasie tych kilku minut, kluczowych dla „być albo nie być” pacjenta, mamy do czynienia ze śmiercią kliniczną, której przypadki tak poruszają osoby nie znające jej z autopsji. Ten, kto takiej śmierci doświadczył, nigdy nie pozostaje wobec tego zjawiska obojętny. Rzuca też ono światło na fenomen śmierci i życia po życiu. Pokazuje, że nie musi być tak, iż wraz ze śmiercią ciała umiera również to, co nazywamy umysłem, samoświadomością albo duszą.
Doświadczenie śmierci klinicznej jest dużo częstsze niż mogłoby się wydawać. Co więcej, relacje osób, które zostały uratowane przed autentyczną śmiercią będąc na jej krawędzi, są zbliżone. Niezależnie od tego, czy osoby takie były katolikami, buddystami czy ateistami. Najistotniejsza wydaje się odczuwana wówczas bardzo wyraźnie świadomość własnej śmierci. Praktycznie wszystkie relacje zawierają wrażenia zmysłowe i emocjonalne, takie jak tunel ze znajdującym się na końcu światłem, uczucie spokoju, radości i miłości oraz kontakt z nadprzyrodzoną istotą „nie z tego świata” (na przykład – choć oczywiście nie zawsze – z Jezusem). W wizjach tych pojawiają się przodkowie i zmarli krewni, powszechne jest wrażenie unoszenia się nad własnym ciałem, bycia „poza nim”, z jednoczesną obserwacją tego, co dzieje się na dole. Niejednokrotnie próby przywrócenia takiej osoby do życia, podejmowane przez ratowników, spotykają się z jej oporem. Kłóci się to z instynktem samozachowawczym przynależnym każdej żywej istocie, zarazem jednak bezpośrednio wiąże z przyjemnymi, wręcz ekstatycznymi doznaniami w momencie śmierci.
Śmierci klinicznej nie należy mylić z halucynacjami, występującymi często przebiegu chorób psychicznych lub pojawiającymi się pod wpływem zażycia narkotyków lub środków chemicznych. Halucynacje mają najczęściej charakter nieprzyjemnych doznań, negatywnie odbieranych przez chorego, są bezładne, niespójne i przypadkowe. Tymczasem „doświadczenia z pogranicza śmierci” (skrótowo określane jako NDE) traktowane są przez dotknięte nimi osoby jako przeżycia wzbogacające duchowo, nieraz będące źródłem życiowej przemiany, zmiany priorytetów i wartości. Kontakt ze zjawiskiem śmierci likwiduje często lęk przed nią, jest swoistą życiową rewolucją. Czy śmierć kliniczna może być wiązana ze zjawiskami paranormalnymi? Chociaż w wizjach przedśmiertnych pojawiają się postaci niezwykłe, symboliczne lub religijne, to doświadczenie NDE jest intensywnie badane przez naukowców. To właśnie te badania pozwoliły na ukazanie spójności w relacjach osób, które przeszły śmierć kliniczną i dostrzeżenie w nich wielu elementów wspólnych. Niezwykłość doznań tłumaczy się dochodzeniem w mózgu do prawdziwej eksplozji – znajduje się on wówczas w stanie dla niego nienaturalnym, stąd też wielość odczuć, których zdrowy, „nienaruszony” organizm nie doświadcza. Jednak mimo starań i dociekań badaczy, nie wszystkie tajemnice śmierci klinicznej zostały dotąd odkryte, nie wszystkie zagadki rozwiązano. Na styku życia i śmierci nauka nie zawsze potrafi dać trafną odpowiedź – faktyczna śmierć wciąż pozostaje dla żyjących w sferze domysłu i abstrakcji.
Niezależnie od tego, czy wierzymy w życie pozagrobowe czy też utożsamiamy śmierć z całkowitym unicestwieniem żyjącej istoty, moment „przejścia” pozostanie czymś, co jednocześnie budzi lęk i fascynuje. Jest to rzecz, która – tak jak moment narodzin – łączy wszystkich ludzi. Bez względu na płeć, pochodzenie czy status społeczny. Uchylanie rąbka tajemnicy przez osoby, które przeżyły śmierć kliniczną, pozwala nieco oswoić strach przed nieznanym. Zanim jednak zagłębimy się w barwne opisy podążania za światłem w tunelu, postarajmy się… po prostu dobrze żyć. Wtedy śmierć na pewno nie będzie nam straszna – należy w końcu do zupełnie naturalnego porządku rzeczy: porządku przychodzenia i odchodzenia, życia i umierania.