Śmierć małżonka
2010-10-03
Mówimy często o „swojej drugiej połowie”, o dwóch połówkach jabłka lub pomarańczy. To metaforyczne ujęcie miłości między kobietą a mężczyzną staje się nagle bardzo prawdziwe i dobitne, gdy mamy do czynienia ze śmiercią małżonka. Dwie równoległe części jednego organizmu nie mogą funkcjonować w oderwaniu od siebie, podobnie jak pasować do siebie będą tylko dwie konkretne połówki pierścienia, które służą do wzajemnego rozpoznania po latach rozłąki. Ta wyłączność może być używana również w odniesieniu małżeństwa – gdy jedno z małżonków umiera, drugie umiera w pewnym sensie razem z nim. I znów: gdy jedno odchodzi z tego świata, drugie zatrzymuje w sobie niematerialną część ukochanej osoby – w postaci wspomnień, elementów wspólnego życia i po prostu miłości. Pozostaje jednak również niemożliwy do opisania ból i uczucie, które można nazwać pustką lub rozpaczą, ale którego tak naprawdę nie da się zdefiniować.
Dobrze, jeśli małżonkowie podczas wspólnego życia posiadali bliskich, którzy po śmierci jednego z nich gotowi są pomóc w sprawach najbardziej prozaicznych, a jednocześnie niezbędnych: kontakcie z zakładem pogrzebowym, przygotowaniu stypy, odebraniu z Urzędu Stanu Cywilnego aktu zgonu. Może się zdarzyć, że ogłuszony bólem współmałżonek w sposób automatyczny zajmie się załatwianiem tych formalności, co będzie stanowiło dla niego okazję do czasowego przynajmniej oderwania od przytłaczających emocji. Jednak niezależnie od tego powinniśmy zawsze czuwać nad osobą, którą dotknęła tak olbrzymia strata. Kolejną ważną kwestią jest spadek. Jeśli zmarły nie napisał testamentu, mamy do czynienia z dziedziczeniem ustawowym. Polskie prawo spadkowe wyróżnia trzy grupy spadkobierców ustawowych, gdzie do pierwszej należą małżonek oraz potomkowie osoby zmarłej, do drugiej zaś (w przypadku braku potomków) małżonek, rodzice spadkodawcy, jego rodzeństwo oraz zstępni rodzeństwa. Jeśli nie ma spadkobierców z pierwszej i drugiej grupy, do głosu dochodzi Skarb Państwa. Warte zaznaczenia jest jednak to, że małżonek otrzymuje część majątku zarówno w pierwszym, jak i drugim wypadku. Osoba pozostająca z kimś w konkubinacie nie dziedziczy na mocy ustawy, a więc jeśli zabraknie testamentu, zostaje pominięta przez polskie prawo, niezależnie od charakteru relacji i siły więzi, jaka łączyła ją ze zmarłym.
Powyższe kwestie to sprawy formalne, które – jakkolwiek muszą zostać uregulowane – nie są najważniejsze. Dla żałobnika istotą odejścia drugiej osoby jest znalezienie swojego miejsca na świecie mimo jej braku. Nigdy nie jest to proste, nawet jeśli małżeństwo było tak zwaną fikcją, gdzie małżonkowie żyli - zdawałoby się - obok siebie, będąc połączonymi jedynie przez dzieci lub sprawy materialne. Zdarza się, że dopiero po śmierci danego człowieka dostrzegamy, jak bardzo był dla nas ważny, a truizmem jest twierdzenie, że doceniamy coś dopiero wtedy, gdy to stracimy. To prawdy banalne, ale tak samo zgodne z rzeczywistością jak to, że czas leczy rany. Tak jak w przypadku każdej żałoby, tak i podczas żałoby po małżonku, wyszczególniamy różne jej etapy. Wydaje się – choć to oczywiście bardzo subiektywna i osobista sprawa – że właśnie w przypadku śmierci naszej „drugiej połowy” najbardziej intensywna i szczególnie dotkliwa jest pierwsza część przeżywania straty. Wielkość szoku, tej instynktownej reakcji na śmierć, jest oczywiście zależna od tego, czy zgon był nagły czy też nastąpił po przewlekłej chorobie. Nagły zgon osoby stosunkowo młodej, zwłaszcza gdy na świecie pozostają małe dzieci, może wywołać szok tak wielki, że przejdzie on szybko w kolejny etap, zwany niedowierzaniem, a będący rodzajem ucieczki od rzeczywistości. Bywa, że jest to ucieczka niezbędna. W sytuacjach traumatycznych, przybliżających człowieka do granic jego możliwości psychicznych, ten mechanizm obronny może być jedyną skuteczną obroną przed obłędem. Warto jednak wówczas szczególnie intensywnie trwać przy żałobniku (oczywiście na tyle, na ile jest to zgodne z jego wolą), aby pomóc mu wejść w etap wyrażania uczuć, „wypłakania” bólu i oczyszczenia emocji. Nie można pozwolić, aby osoba taka oderwała się od świata tak bardzo, że bez reszty pochłoną ją środki znieczulające takie jak praca czy używki. Nie jest tajemnicą, że żałoba zwyczajnie musi być przeżyta, wraz ze wszystkimi swoimi etapami, aby żałobnik mógł po jakimś czasie wrócić do normalnego życia. Z możliwie największym wyczuciem, zważając na to, jak blisko z nią jesteśmy, starajmy się rozmawiać z osobą przeżywającą ból utraty. Jeśli wyczujemy w niej taką potrzebę, rozmawiajmy również o śmierci współmałżonka, szczególnie jeśli jesteśmy osobami z jego strony – rodzeństwem, rodzicami. Wspólnie przeżywany ból, skrajne doświadczenie łączące ludzi i przede wszystkim szczera rozmowa – to wszystko umożliwia łatwiejsze przejście tej trudnej drogi.
Przed małżonkiem zmarłego stoi często obowiązek wychowania dziecka lub dzieci. Tak jak w przypadku formalności pogrzebowych, tak i tu – a jest to sprawa nieporównywalnie ważniejsza! - nie można zostawiać takiej osoby samej sobie. Jako dziadkowie lub wujkowie, a nawet najbliżsi przyjaciele, bądźmy nie tylko przy pogrążonym w bólu wdowcu lub wdowie – bądźmy przy rodzinie, która wciąż jest rodziną, niezależnie od rozbicia i chaosu wprowadzonego przez śmierć. Bądźmy nie tylko na początku, w tyglu nie cierpiących zwłoki spraw, ale i później, kiedy miejsce rozpaczy zajmą pustka i lęk. Śmierć współmałżonka nie musi być śmiercią za życia, śmiercią dwojga. Może być wstępem do codzienności na nowej płaszczyźnie. Innej, może mniej stabilnej, ale równie dobrze przeżywanej.