Zaduszki wczoraj i dziś
2011-10-25
Dniem, który kojarzy nam się z nostalgicznym spacerem alejkami cmentarza i pielęgnowaniem pamięci o zmarłych poprzez modlitwę i zapalenie świeczki jest 1 listopada. I faktycznie, większość z nas właśnie wtedy odwiedza groby bliskich i dalszych członków rodziny, a także przyjaciół, pokonując częstokroć wiele kilometrów. Warto jednak pamiętać, że 1 listopada jest oficjalnie Dniem Wszystkich Świętych, a więc tych dusz, które osiągnęły już życie wieczne. 2 listopada, czyli Zaduszki, to z kolei dzień modlitw za zmarłych, którzy nie zostali jeszcze zbawieni (z odbywającymi pokutę czyśćcową na czele).
Zaduszki mają dłuższą tradycję niż Dzień Wszystkich Świętych. Ten zaś, choć również ustanowiony wiele wieków temu, był początkowo świętem chrześcijańskich męczenników. Pamięć o przodkach czczona jest z kolei niemal od zawsze, a ludzie ze swojej natury silniej przeżywają utratę osób bliskich, niż obcych, choćby najbardziej zasłużonych. Dzień Zaduszny ma tym samym swoje korzenie jeszcze w świecie pradawnych Słowian, w czasach pogańskich - wiąże się go ze świętem określanym jako Dziady. Fakt, iż Zaduszki obchodzone są na początku listopada również ma swoje uzasadnienie. Termin ten przypadał (i przypada do dziś) na okres po intensywnych pracach w polu, gdy zbliżała się zima, a więc czas trudny dla wszystkich – także dla duchów i innych istot nadprzyrodzonych, które właśnie wówczas powracały na chwilę z czyśćca i wędrowały po rozstajnych drogach, cmentarzach, ale też po terenach zamieszkałych przez ludzi. Sprawiło to, że w Dzień Zaduszny zwykło się robić na grobach ucztę – po to, aby udobruchać duchy przodków, godnie je przyjąć i tym samym uniknąć z ich strony jakichkolwiek nieprzyjemności.
Uczty urządzane zmarłym wyglądały dosyć zjawiskowo. Gromadnie udawano się na cmentarz, gdzie na grobie rozpalano ogień, który miał wskazywać zmarłemu drogę w zaświatach. Okazuje się zatem, że zapalanie świeczki czy ognia nie zawsze oznaczało pamięć o zmarłym – świat umarłych kojarzył się kiedyś z zimnem i bezkresem, dlatego chciano wesprzeć swoich przodków światłem i ciepłem płynącym z ognia. Pomóc zmarłym miało również przyniesione na ucztę jedzenie. Pokarm i alkohol zjadano i wypijano, a resztki rozrzucano i wylewano na groby. Nie jedzono tego dnia mięsa – nie można go było wnieść na cmentarz, ponieważ symbolizowało świat żywych. Duchy zmarłych, przede wszystkim tych najbliższych, starano się ugaszczać również w domach. Zostawiano wtedy na noc, na stole lub w oknie, garnki z jedzeniem, aby zmarły mógł swobodnie się posilić. Istniała groźba, że domostwo odwiedzi duch nieżyczliwy lub po prostu obcy, dlatego próg skrapiano wodą święconą. W dzień panował zakaz wykonywania prac, które mogłoby w jakikolwiek sposób skrzywdzić którąś z wędrujących dusz. Bo mimo miłości, jaką darzono zmarłych przodków, świat nadprzyrodzony budził grozę, a cmentarz omijano na co dzień szerokim łukiem, należał bowiem do innej rzeczywistości, niż rzeczywistość ludzi żywych.
Mimo iż Kościół katolicki starał się likwidować wciąż jeszcze praktykowane pogańskie zwyczaje, przez długi czas tradycje pogańskie przeplatały się z obrzędami chrześcijańskimi. Stare zwyczaje kultywowano przede wszystkim na wsiach (opisuje to w drugiej części „Dziadów” Adam Mickiewicz). Okres, kiedy Zaduszki stopniowo zaczęły przypominać dzisiejsze święto zmarłych, przypada na przełom dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Jak zaznacza w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” etnograf Michał Majowicz, po drugiej wojnie światowej wprowadzono zakaz przetrzymywania zwłok w domu. Było to dyktowane względami higienicznymi – ciało zbyt długo narażone na naturalne warunki mogło pod wpływem nieuchronnych procesów biologicznych zaszkodzić żyjącym i dlatego należało przewieźć je do kostnicy. Jest wielce prawdopodobne, że skrócony okres czuwania przy zmarłym sprawił, iż ludzie odczuwali potrzebę żegnania go już po pogrzebie, podczas regularnych odwiedzin na cmentarzu. Po jakimś czasie odwiedziny te stały się naturalne i powszechnie praktykowane. Wydaje się jednak, że mimo uregulowań prawnych jeszcze długo odbywano trzydniowe czuwanie przy zwłokach w domu (szczególnie na wsiach i w małych miejscowościach). Niewykluczone, że zdarza się to również i dziś.
Granica między Dniem Wszystkich Świętych a Zaduszkami zatarła się w naszym kraju w epoce PRL-u. 1 listopada był wówczas, tak jak dziś, wolny od pracy, jednak z racji polityki ateistycznej określano go mianem Święta Zmarłych. W świadomości Polaków utarło się wówczas, że to właśnie tego dnia chodzimy na groby bliskich i to przekonanie jest aktualne po dziś dzień. Pierwszy dzień przedostatniego miesiąca roku niemal w niczym nie przypomina dziś prastarych obrzędów. Inaczej wyglądają nawet cmentarze. W czasach dawnych Słowian były to miejsca odosobnione i zaniedbane. Dziś wykwintne nagrobki i zadbane alejki zachęcają do jesiennego spaceru pełnego zadumy. Zarazem stragany ustawiane częstokroć przy cmentarzu niebezpiecznie przenoszą ciężar uroczystości z wymiaru duchowego na marketingowy (sprzedawanie zniczy jest zresztą swoistym biznesem). Najważniejsze zatem, abyśmy mimo zmian historycznych i kulturowych nie zapominali o sprawie kluczowej: pamięci naszych bliskich, którzy mają szansę – mimo śmierci – żyć jeszcze długo w naszych sercach.