Czy można przygotować się do śmierci?
2012-07-02
Czasem, w którym zaczynamy szczególnie intensywnie myśleć o śmierci i potrzebie przygotowania się do niej jest zwykle ciężka, przewlekła choroba. Wówczas perspektywa śmierci staje się realna i namacalna, a krańcowe ludzkie przeżycie wychodzi ze sfery mglistej przyszłości i nagle jest niemal na wyciągnięcie ręki. Trzeba jednak pamiętać, że śmierć, prędzej czy później, czeka nas bez wątpienia. Nawet jeśli ciesząc się dobrym zdrowiem wróżymy sobie wiele dziesiątków przeżytych lat. Najlepszą, ale i najtrudniejszą postawę wobec śmierci stanowi jej akceptacja - jako naturalnej konsekwencji, a nawet części życia. Tym, co pozwala oczekiwać na śmierć ze spokojem i nadzieją jest z pewnością wiara w Boga, a tym samym w następujące po śmierci życie wieczne. Choć niestety, bywa i tak, że w największym bólu, gdy ciało trawi choroba, w umyśle pojawia się pragnienie śmierci, postrzeganej wówczas jako wybawienie od cierpienia. Niezależnie od tego, lęk przed przekroczeniem niewidzialnej granicy może towarzyszyć zarówno wierzącemu, jak i wątpiącemu czy ateiście. I choć nie ma uniwersalnej recepty na ukojenie lęku przed śmiercią, to każdy – niezależnie od wyznania czy światopoglądu – może przynajmniej częściowo przygotować się do jednego z najtrudniejszych egzaminów w życiu.
Śmierć może nas zatem zaskoczyć w każdej chwili, niezależnie od tego, czy jesteśmy zdrowi, czy też chorujemy. Mimo iż niektórzy twierdzą, że nie istnieje ani wczoraj, ani jutro, to w przypadku choroby nowotworowej rodzina i chory zazwyczaj zdają sobie sprawę z tego, że śmierć zbliża się nieuchronnie. Zarazem – mimo tej świadomości – trudno jest dopuścić do siebie myśl, że nadchodzące dni mogą być ostatnimi, że kolejny miesiąc przeżyjemy już bez bliskiej osoby. Czy można wobec tego przygotować się na czyjeś odejście, skoro śmierć jest tak irracjonalna, że trudno pojąć, iż kogoś może tak po prostu zabraknąć? „ Czuwajcie, bo nie wiecie, którego dnia Pan wasz przyjdzie.” Biblijne słowa można odnieść również do ludzkiej śmierci. Czy oznacza to, że należy bezustannie drżeć o swoje życie? Św. Jan Bosko, zapytany podczas gry przez wychowanków, co by zrobił, gdyby dowiedział się, że wieczorem umrze, zastanowił się i odpowiedział: „dalej grałbym z wami w piłkę.” Świadomość śmierci oznacza zatem spokojną zgodę na nią, zrozumienie jej nieuchronności. Zrozumienie, które pozwala pozbyć się trwogi. I choć trudno skakać z radości na wiadomość o śmiertelnej chorobie, można ją przyjąć jako naturalny bieg rzeczy, nawet jeśli wydaje się, że śmierć jest tak sprzeczna z ludzkimi pragnieniami i dążeniami, iż właściwie nienaturalna. Najtrudniej o własnej śmierci rozmawiać z bliskimi. Dlatego warto mieć kogoś – spoza bliskiej rodziny – z kim można ten temat swobodnie poruszyć. Może to być na przykład osoba chora na tę samą lub podobną chorobę. Jeśli umierającym jest nasz bliski wierzący w Boga, trzeba uświadomić mu jego stan i umożliwić odbycie spowiedzi, przyjęcie Komunii świętej oraz sakramentu namaszczenia.
Skojarzenia ze śmiercią, jakie wdrukowuje w nas kultura i media, nie są najprzyjemniejsze. Skutkiem tego jest unikanie śmierci w rozmowach, rozmyślaniach, wreszcie w planach – planujemy przecież to, co przyjemne, pociągające, atrakcyjne. Jednak pogodzenie ze śmiercią, swoiste „przymykanie na nią oka”, nie musi być wynikiem depresji czy rozczarowania, zmęczenia życiem. Tym, co pozwala przygotować się psychicznie na śmierć jest przede wszystkim dbałość o to, aby – po pierwsze – nikogo nie krzywdzić, po drugie zaś – nie robić niczego wbrew sobie. Zdarza się jednak, że przewlekła, śmiertelna choroba, zbliżając nas do nieuchronnego końca, daje dodatkowy czas na przemyślenia i refleksje, na pojednanie z ludźmi (a w przypadku ludzi wierzących i z Bogiem), na wyrażenie wdzięczności za coś, co do tej pory wydawało się oczywiste. Choć to truizm, warto starać się, aby – gdy moment śmierci stanie się nieuchronny - wstydzić się jak najmniejszej liczby rzeczy, które się w życiu zrobiło lub których się zaniechało. Naturalną konsekwencją dobrego życia staje się wówczas dobra śmierć. Dobra śmierć w rozumieniu chrześcijańskim oznacza taką, która umożliwia przejście do rzeczywistości nieba. Niektórzy katolicy mawiają, że trudno byłoby im doszukać się sensu śmierci, gdyby nie brali pod uwagę tej sfery życia. Dla innych, nie wierzących w rzeczywistość ponadziemską, śmierć jest jedynie ustaniem procesów życiowych, wyłączeniem świadomości. To może budzić grozę, ale przecież podobnym ustaniem świadomości jest… zapadnięcie w sen. Zdawałoby się zatem, że śmierci nie można się bać, ponieważ jest zjawiskiem abstrakcyjnym. Jednak mówiąc o śmierci mamy często na myśli czas agonii, konania, który może trwać parę minut, ale też wiele dni. Dobrze, jeśli ma on miejsce w domu, w gronie kochających, bliskich osób. Chociaż miłość nie ma, tak jak morfina, działania przeciwbólowego, to działa jak najlepsze placebo.
W spokojnym przygotowywaniu się do śmierci – przygotowaniu zarówno umierającego, jak i bliskich – może pomóc instytucja hospicjum domowego. Fachowa pomoc, ale przede wszystkim rozmowa z ludźmi – lekarzem, pielęgniarką – którzy na śmierć patrzą z dystansem i potrafią z uśmiechem i humorem odnieść się do ciężko chorego, mają działanie kojące. Pracownicy hospicjum mogą też w delikatny sposób uświadomić rodzinie powagę sytuacji. Dla osób, które miały kontakt z umierającym, niekoniecznie bliskim, łatwiej jest przyjąć do świadomości nieuchronność śmierci. Kontakt z umierającymi uczy pokory i cierpliwości, a także – jeśli tylko podejmiemy wysiłek otworzenia się na drugą osobę – zrozumienia tego, czym jest śmierć i jak wygląda oczekiwanie na nią. Pokazuje też, że śmierć nie jest odległym abstraktem, ale częścią życia.