Biblijny rodowód śmierci, życia i nieśmiertelności
2012-12-01
Śmierć i życie to fundamenty, na których opiera się biblijna geneza rodu ludzkiego. Według historii zapisanej w Księdze Rodzaju, pierwszy człowiek, Adam, oraz Ewa, jego żona i towarzyszka, wiedli życie pozbawione cierpienia, przemijania i bólu, czerpiąc energię i miłość z osobistego kontaktu z Bogiem. Było to życie nie znające granic, bo czyste i bezgrzeszne. Śmierć nie była tam znana, jako pojęcie nie istniała i nie miała racji bytu. Narodziła się dopiero z chwilą wykroczenia przeciw Bożym prawom, a więc w momencie popełnienia pierwszego grzechu – jako kara za ludzkie nieposłuszeństwo. Jak doszło do powstania wyraźnej rysy w relacji Boga i człowieka i jakie były skutki tego przełomu?
W Księdze Rodzaju widzimy, jak Bóg zwraca się do Adama: „Możesz jeść do woli z wszystkich drzew ogrodu, ale z drzewa, które daje wiedzę o dobru i złu jeść nie będziesz! Gdybyś z niego zjadł, czeka cię pewna śmierć!”. Od wczesnego dzieciństwa uczono nas, że zakaz ten nie znalazł u ludzi posłuchu: Ewa, skuszona przez węża, zerwała owoc, skosztowała go, po czym dała do zjedzenia Adamowi. Śmierć jest zatem konsekwencją grzechu, a grzech towarzyszem śmierci. O ile jednak dusza ludzka zawsze nosiła znamiona nieśmiertelności, która jest jej niezbywalną cechą, to ciało ludzkie od początku było zdolne do rozkładu. Jak pisał Teofil z Antiochii: „Nie stworzył Bóg człowieka ani śmiertelnym, ani nieśmiertelnym, lecz zdolnym do jednego i drugiego”. Drzewo „poznania dobra i zła” otwierało przed człowiekiem dwie drogi – nieśmiertelność została mu ofiarowana jako możliwość. W rezultacie stałby się nieśmiertelny, gdyby dobrze wykorzystał swoją wolność. Śmierć i życie okazują się więc kwestią wyboru i wolnej woli człowieka.
Niektórzy filozofowie chrześcijańscy podkreślali na przestrzeni wieków, że ludziom narodzonym już po upadku prarodziców trudno jest zrozumieć istotę życia bez śmierci, w wiecznej łasce i Bożej miłości. Księga Rodzaju mówi, że usposobienie człowieka jest „złe już od samej młodości”, co należy rozumieć jako wrodzoną skłonność ludzi do grzechu. Dziś, obserwując znaki przemijania, stykając się ze śmiercią bliższych i dalszych osób, słysząc o wypadkach, zbrodniach i chorobach, rzeczywiście nie jest łatwo wyobrazić sobie życie pierwszych ludzi, życie pozbawione trosk. Jak pisał psalmista Starego Testamentu: „Czas naszego życia to lat siedemdziesiąt, a gdy siły służą – lat osiemdziesiąt; lecz większość z nich to trud i nicość”. Wraz z wiekiem nasila się słabość i cierpienie człowieka, wyczerpują się jego siły. W piątym rozdziale Księgi Rodzaju znajdujemy informacje o tym, ile lat żył Adam i jego potomkowie aż do czasów Noego. Wszyscy oni żyli bardzo długo: Adam – 930 lat, Set – 912, Enosz – 905, Metuszelach – 969 itd. Jednak w ślad za podaniem długości życia zaznaczono przy każdym: „I umarł!”. W tych krótkich słowach podkreślony jest fakt, że śmierć panuje bezlitośnie nad całym ludzkim rodzajem – nawet jeśli nasi dalecy przodkowie żyli dłużej, niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.
Fizyczna śmierć – oddzielenie duszy od ciała – nie jest w teologii chrześcijańskiej najważniejszym wyznacznikiem rozkładu. Dużo groźniejsza jest śmierć duchowa, a wiec oddzielenie duszy od Boga. Oddalanie się od Boga to jednocześnie podążanie ku śmierci, bo Bóg nazywany jest nie tylko Miłością, ale również Życiem. Gdy narodziła się śmierć, powstali również jej towarzysze: ból, lęk, cierpienie, rozpacz. Niedalekim skutkiem była śmierć Abla z rąk Kaina, a na kolejnych kartach Starego Testamentu znaleźć można inne przykłady rozkładu i śmiertelności duszy ludzkiej. Zwracając się w stronę śmierci, człowiek pozbawił się możliwości obcowania z Bogiem. Ziemskie życie jest ścieżką mającą doprowadzić nas ponownie przed Jego oblicze. Stanie się to jednak tylko wówczas, gdy człowiek pozbędzie się skazy jaką naznaczył go czyn pierwszych rodziców. Nie oznacza to, że dziedziczymy grzech Adama, że cierpimy za cudze winy. Można powiedzieć, że grzech Adama jest archetypem, praobrazem grzechu w ogóle, grzechu, do jakiego zdolny jest człowiek. Jednak oprócz stanu duchowej śmierci istnieje również stan śmierci wiecznej – nazywany piekłem – gdy dla duszy nie ma już ratunku. Ci, którzy ulegli duchowej śmierci, ale fizycznie wciąż żyją, mogą oczekiwać pomocy i zbawienia. Śmierć fizyczna połączona ze śmiercią duchową daje w efekcie śmierć wieczną, która jest w chrześcijaństwie kresem nadziei na życie u boku Boga.
Upadek pierwszych ludzi zburzył nie tylko ludzkie szczęście, ale również harmonijne stosunki człowieka z przyrodą. To oczywiście nie oznacza, że zwierzęta ponoszą za cokolwiek winę – powstaje ona tylko tam, gdzie jest rozum i wolna wola. Jednak tak jak usycha człowiek, tak samo więdną drzewa i kwiaty. Tak jak cierpi i choruje człowiek, tak samo cierpią zwierzęta. Ale rozkład nie jest fundamentalną cechą ludzkiego ciała. Jest to chorobliwy i nienaturalny stan spowodowany namiętnościami panującymi nad człowiekiem. Należy pamiętać, że istotą teologii chrześcijańskiej jest oczekiwanie na czas, gdy śmierć zostanie pokonana. Takie rozwiązanie stało się możliwe przede wszystkim dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Gdy jednak człowiek spotyka się ze zjawiskiem śmierci, gdy widzi jak zabiera ona jego bliskich, pyta: dlaczego Bóg dopuścił do jej powstania? Niektórzy wręcz twierdzą, że to Bóg – przynajmniej pośrednio – jest winowajcą śmierci. Teologia chrześcijańska tłumaczy to w sposób następujący: Bóg stworzył człowieka, aby żył wśród światła, w radości i miłości, zaś drogę do przebóstwienia – naturalnego celu, do którego przeznaczony był człowiek – przerwaliśmy my sami. Wąż skusił pierwszych ludzi, lecz nie pozbawił ich wolności i możliwości wyboru. Zatem miłujący ludzi Bóg w żadnej mierze nie jest stwórcą śmierci. Teofil, biskup Antiochii, naucza, że Adam, nie słuchając Boga, sam stał się winowajcą swojej śmierci.
Biblijne kwestie winy i kary, śmierci i nieśmiertelności są z pewnością trudne do pełnego, pozbawionego wątpliwości zrozumienia – niezależnie od tego, czy próbuje je zgłębić osoba wierząca, czy też niewierząca. Pewne jest jednak to, że grzech – krzywda czyniona drugiemu człowiekowi lub sobie – faktycznie niszczy i zabija, bez względu na to, czy nad wydarzeniami czuwa osobowy Bóg. Śmierć istnieje niezależnie od tego, czy następuje po niej nowe życie, czy jedynie wieczna nicość. Warto więc zastanowić się, czy Dekalog nie powinien być życiowym drogowskazem każdego człowieka – niezależnie od jego wyznania, koloru skóry, poglądów czy narodowości.